Kallos Blueberry - maska do włosów wysokoporowatych

Maski Kallosa kocham, jak pewnie większość z Was. Na moim blogu pojawiły się już recenzję kultowej Keratin i pięknie pachnącej Chocolate, natomiast poza nimi miałam do czynienia jeszcze z Latte. Każda była rewelacyjna, każda dawała troszkę inne rezultaty i z chęcią sięgam po nowe.

Dzisiaj chciałabym Was zapoznać z maską Blueberry!

Jak używać maski Kallos?

OPAKOWANIE Maski Kallos Blueberry

Przyznam szczerze, że chciałam kupić mniejszą wersję. Moja potrzeba testowania tych masek jest ogromna, ale sama dość długo zużywam litrowe opakowanie. W Polsce miałam wsparcie w mamie, ale w Anglii chłopaka nie da się namówić na pomoc :D Zdążyłam się już przekonać, że opakowania nie są trwałe. Litrowe opakowanie z maską Keratynową wypadło nam z rąk dwa razy i trzeba było zawartość przenieść do innego pojemnika, ponieważ stare się ułamało. Całość jest jednak wygodna, nie trzeba męczyć z małym otworem, tylko brać garściami to co się mieści w opakowaniu ;)

Ile kosztuje maska Kallos?

9,50 zł za 1 litr tutaj
£2.39 za 1 litr tutaj

Jak pachnie maska?

Wprawdzie spodziewałam się czegoś jagodowego (Chocolate pachnie cudownie czekoladą), ale niestety troszkę się rozczarowałam. Nie przeczę, że maska pachnie naprawdę cudownie, ale ciężko mi powiedzieć czym. Nie utrzymuje się bardzo długo na włosach.

SKŁAD

(niestety jest rozłożony na dość dużej powierzchni, przez co ciężko zrobić zdjęcie)
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Persea Gratissima Oil, Parfum, Vaccinium Myrtillus Extract, Citric Acid, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Niacinamide, Calcium Pantothenate, Sodium Ascorbylphosphate, Tocopheryl Acetate, Pyridoxine HCl, Maltrodextrin Sodium Starch, Octenylsuccinate Silica, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone

Która maska Kallos jest najlepsza?

OPINIA

Już na początku muszę ją pochwalić, jest to kolejna maska z Kallosa, która mnie nie zawiodła. Do tej pory używałam tylko masek proteinowych i zauważyłam u siebie efekty przeproteinowania, więc tym razem zdecydowałam się na emolientową maskę. 

Już na etapie nakładania jest dobrze - jej konsystencja jest podobna do pozostałych wariantów, nie za gęsta, ale nie spływa z włosów i dobrze je pokrywa. Już podczas nakładania włosy robią się automatycznie bardziej miękkie i podczas aplikacji 5 minutowej mam ochotę cały czas je dotykać i 'miętolić' w dłoniach. Kosmetyk bez problemu się spłukuje. 

Jak jest w dalszych etapach? Po półgodzinnym noszeniu turbanu zdejmuje go i przeczesuję włosy rękoma (co zawsze przyprawia mnie o ból serca ze wzlędu na ich wypadanie), na tym etapie jest całkiem nieźle, włosy nie są poplątane i całkiem przyjemne w dotyku. Zwykle spryskuję je odżywką ze Schwarzkopf i nakładam serum arganowe z Avonu. Potem zabieram się do suszenia, mam suszarkę z jonizacją, więc zawsze to mniej problemów z wyglądem włosów. Często po wszystkim nakładam jeszcze jedwab na włosy.

No i co otrzymuję po takiej mieszance? Włosy pięknie się układają, są sypkie i nie puszące (a to mój odwieczny problem). Z każdym kolejnym użyciem moje kosmyki wyglądały coraz lepiej i były bardziej wygładzone. Zwykle nakładałam Blueberry na 5 minut tak jak zaleca producent na opakowaniu, kilka razy nałożyłam na godzinę, ale w sumie nie uzyskałam efektów bardziej spektakularnych niż po krótszym czasie. Dodam, że nie żałuję maski podczas aplikacji i nakładam dość solidną porcję (a i tak coś nie ubywa jej z pojemnika). Mam wrażenie, że włosy stały się bardziej błyszczące, natomiast nie zauważyłam dogłębnego nawilżenia, wydaje mi się, że tu pozostałe maski sprawdziły się lepiej. Jednak, gdy przed całym rytuałem mycia trzymałam na włosach krem przez godzinę - efekt był lepszy.

A jak Wasze doświadczenia z maskami? Chętnie dowiem się, jak sprawdziły się u Was warianty Banana, Cherry, Carota i Frutta, bo one są na mojej liście następne do testowania. :)

Stestuj To

Blogerka od 3 lat. Pasjonatka kosmetyków zarówno drogeryjnych, jak i naturalnych. Uwielbia dzielić się przemyśleniami i poradami.

24 komentarze:

  1. Lubię maski tej marki, chętnie bym ją wypróbowała

    OdpowiedzUsuń
  2. miałam ją, całkiem fajna, ale Multivitamin ją u mnie przebiła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Maski tej marki jeszcze nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię maski z Kallosa a z tą polubiłam się szczególnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mam bananową i proteinową i obie są super :) Kallos ma naprawdę świetne maski i ma bardzo duuużo miłośniczek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie wypróbuję! :) Pozdrawiam!

    http://kasztanowydomek.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja osobiście wole odżywki bez spłukiwania :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miałam jeszcze tej maski :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Obecnie mam bananową i też jest fajna. Do tej pory najlepsza dla moich włosów była Multivitamin. Jak wykończę tą, którą mam teraz to postawię na jagódkę, bo kusi mnie już od dawna :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeden z moich ulubionych Kallosow obok Cherry i Omega :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, na pewno znajdą się w przyszłości w moich rękach ;)

      Usuń
  11. Do tej pory z Kallosa miałam tylko słynną maskę latte, która mnie niestety zawiodła. Na dłuższą metę jej skład ma dla mnie zbyt dużo protein, a dodatkowo jej zapach szybko stał się dla mnie męczący. Może jagoda okaże się dla moich włosów lepszym wyborem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam problem z przeproteinowaniem, ale Blueberry jest emolientowa ;)

      Usuń
  12. ja jakoś nie potrafię się do nich przekonać ;P

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nigdy nie miałam maski z Kallosa :(

    OdpowiedzUsuń

Spodobał Ci się ten post? Zapraszam do komentowania i podzielenia się swoją opinią - z chęcią Cię odwiedzę i zobaczę o czym piszesz :)